
copyright: TETE (Tomasz Tomaszewski)
CZĘŚĆ 1
WO: Prowadzicie dobrze prosperującą firmę zajmującą się edukacją i sportem. Jak wyglądały jej początki?
Michał: Zawsze interesował nas sport i zawsze byliśmy bardzo aktywni, wspólnie ćwiczyliśmy. Wszyscy w firmie w jakiś sposób aktywnie udzielali się w sporcie.
Kuba: Trzeba podkreślić, że każdy z kim współpracujemy w przeszłości aktywnie uprawiał sport. Ludzie, którzy prowadzą szkołę i zarządzają u nas projektami przez ostatnie dziesięć lat byli niezwykle aktywnie obecni w sporcie wyczynowym.
WO: Czy prowadzony przez Was biznes nie przypomina trochę sportu?
Szymon: Myślę, że są bardzo do siebie podobne. Głównie ze względu na współpracę. Szkołę Gortata tworzy grupa ludzi, którzy pewnych rzeczy po prostu nie byliby w stanie robić na własną rękę. Umiemy współpracować, ponieważ już od wczesnego dzieciństwa każdy z nas uprawiał sport. Podobnie jak w sporcie w każdej firmie zdarzają się sukcesy i porażki. Po porażce, niepowodzeniu, trzeba umieć się podnieść i iść dalej. Odporność na stres jest kluczowa, a jej znaczenie w codziennym życiu daje się łatwo porównać i w biznesie, i w sporcie. Łatwo dobrze grać i wykonywać trudne manewry na boisku, kiedy mecz dopiero się zaczyna, ale gdy każda z drużyn ma po 23 punkty albo przy tie-breaku, kiedy mecz zbliża się ku końcowi, poziom odczuwanego stresu zaczyna rosnąć. Jeżeli człowiek nauczy się jak sobie radzić ze stresem w sporcie, podczas wielu meczy i treningów, łatwiej mu będzie wykorzystać takie doświadczenia w życiu prywatnym i w biznesie.
WO: Jakie dyscypliny znajdują się w ofercie Szkoły? Wiem, że lista jest długa…
Michał: Oferujemy piłkę nożną, koszykówkę, siatkówkę, hokej, łyżwiarstwo figurowe, piłkę ręczną, rugby. Właśnie wczoraj zawarliśmy umowę i teraz w Krakowie i w Łodzi będziemy próbowali wprowadzać futbol amerykański. Rozwijamy również aktywnie curling. Jeśli chodzi o sporty indywidualne w Krakowie mamy judo, karate, badminton, boks tajski, tenis ziemny i stołowy, kolarstwo, jazdę konną i piłkę wodną.
WO: Czyli oferujecie zarówno sporty indywidualne jak i zespołowe. Czego każda z dyscyplin – indywidualna bądź zespołowa – uczy zawodników?
Kuba: Myślę, że w obu przypadkach zawodnicy uczą się wytrwałości, tego jak walczyć i wygrywać z samym sobą, a także odpowiedzialności za końcowy wynik.
Szymon: Różnica między nimi dotyczy głównie pracy zespołowej, która naszym zdaniem ma kluczowe znaczenie. Chociaż zawodnicy uprawiający sport indywidualny także działają w zespole. Na przykład w kolarstwie czy w badmintonie są zawody drużynowe, są rozgrywki i turnieje międzyklubowe, gdzie wyniki indywidualne składają się na końcową klasyfikację turniejową zespołu.
Kuba: Jeżeli w drużynie danego dnia, dany zawodnik, np. jeden z jedenastu piłkarzy (ale nie bramkarz) albo jeden z pięciu koszykarzy, jest w gorszej formie, przy odrobinie szczęścia można go trochę schować. To się da zrobić; słabszego zawodnika zawsze można zdjąć z boiska, wprowadzić zmianę. W tenisie ziemnym taka opcja nie wchodzi w grę.
WO: Co Waszym zdaniem jest gwarancją sukcesu? Osobiście uważam, że można jedynie mówić o czynnikach, które składają się na sukces, ale gwarancji sukcesu nie ma. Pewna jest tylko porażka, a na resztę trzeba zapracować.
Kuba: Moglibyśmy z łatwością wskazać w Łodzi dziesięciu zawodników, którzy przez ostatnie dwadzieścia lat grali w koszykówkę i byli dużo bardziej utalentowani od Marcina Gortata. Jednak to właśnie Marcin gra w NBA, a nie oni. Zdarzali się koszykarze, którzy mieli jego warunki fizyczne, ale niczego nie wnosiły, bo brakowało im etyki pracy Marcina.
Michał: Na sukces składa się charakter, warunki fizyczne, siła psychiczna i … łut szczęścia.
copyright: M. Blachon
WYTRWAŁOŚĆ, SZYBKIE ZWYCIĘSTWA I PLANOWANIE
WO: Co w sporcie liczy się bardziej – szybka wygrana czy wytrwałość? Czy takie doświadczenie można wykorzystać w sytuacjach biznesowych?
Szymon: Wytrwałość, zdecydowanie, tak samo jak w życiu. Co właściwie daje szybka wygrana? Bardzo często ludzie, kiedy już osiągnęli sukces, przestają walczyć o to, by być najlepszym. Moim zdaniem tylko dzięki ciężkiej i długotrwałej pracy można budować siebie i swoją przyszłość. Tak jest w sporcie i tak jest w biznesie. To co krótkotrwałe nigdy nie zapewnia sukcesu, bo bardzo szybko się kończy. Naszym celem jest rozwój osobisty poprzez sport, dlatego długofalowa praca ma kluczowe znaczenie.
Kuba: Myślę, że szybki sukces jest OK, że nie ma w tym nic złego, chociaż zawsze trudniej jest utrzymać tytuł mistrza niż zdobyć go po raz pierwszy. Można błyskawicznie osiągnąć sukces, ale już w kolejnym sezonie czy roku da się go powtórzyć wyłącznie dzięki ciężkiej pracy. Szybka wygrana zdarza się tylko raz i trzeba włożyć sporo wysiłku, aby ją powtórzyć.
Michał: Zdecydowanie wytrwałość. Wszystkie nasze doświadczenia pokazują, że trzeba ciężko pracować, a jeżeli po drodze przychodzi sukces pojawi się satysfakcja. Nic nie jest dane raz na zawsze, nic nie jest pewne. Zarówno w sporcie jak i w biznesie zdarzają się lepsze i gorsze dni. Dlatego ciężko pracujemy i wówczas te sukcesy trwają dłużej.
Tomek: Sporo z tym zabawy, bo pod wieloma względami to czysta statystyka. W sztuce czy w muzyce wszystko jest bardzo subiektywne. Jedni będą twierdzić, że najlepszy jest Kraftwerk, a inni, że Guns’n’Roses. Natomiast w koszykówce to jest po prostu czysta statystyka. Jeżeli zawodnik zdobywa trzydzieści punktów w ekstraklasie zainteresują się nim drużyny z zagranicy. Dany zawodnik, jego ego czy zachowanie na parkiecie może nam się podobać albo nie, ale jeżeli co wieczór zdobywa trzydzieści punktów to po prostu jest najlepszy. Koniec kropka.
WO: W biznesie coraz więcej ludzi mówi, że sprawdzają się „strzały z biodra”, chociaż często za takimi ruchami kryje się „solidna praca w Excelu”. Firma, która działa w sposób zrównoważony, ze stabilnymi dochodami, może sobie zapewnić bezpieczną pozycję rynkową i regularny wzrost. Mam wrażenie, że w sporcie macie niejedną możliwość sprawdzenia co liczy się bardziej: wytrwałość czy szybkie zwycięstwa.
Szymon: To bardzo dobrze widać w naszej szkole. Przyjmujemy wyłącznie najlepszych kandydatów z Łodzi i okolic. W tworzonej przez nas drużynie koszykarskiej mamy zawodników z najlepszymi wynikami w szkole czy w mistrzostwach regionalnych. Wygrywają wszystkie mecze, ale kiedy grają na wyjeździe, w innych województwach już nie jest tak różowo. Naszych „Gortatów” uczymy, że krótkotrwałe sukcesy nie mają znaczenia. W tym wypadku kluczową rolę odgrywa trener. To trener pokazuje, że zwycięstwo w rozgrywkach szkolnych, nawet sto do dwudziestu, nie ma znaczenia, jeżeli potem przegrają mecz w regionie. To dla nas bardzo ważne; nasi trenerzy uczą młodych zawodników, którzy za moment ukończą szkołę i rozpoczną swoją przygodę w świecie biznesu, że nie zawsze będzie różowo i cudownie.
Zdarzają nam się uczniowie z przerostem ego. To często chłopcy z małych miasteczek, gdzie mieli status lokalnych gwiazd i przez dobre kilka lat wszystko szło po ich myśli. U nas trafiają do drużyny, która ma w składzie dwanaście takich dzieciaków. Niektórzy sobie z tym radzą dobrze, inni nie. Część wraca do siebie, do domu, bo najważniejsze dla nich to być gwiazdą. To jest widoczne szczególnie u młodych zawodników – staramy się ich uczyć, że nie zawsze będą gwiazdami.
WO: A co ich motywuje, sukces czy porażka?
Michał: Porażka, zdecydowanie porażka. Jeżeli w sporcie albo w biznesie coś nie idzie po naszej myśli, siedzi w głowie i motywuje do poszukiwania rozwiązań. Człowiek jest zły, że nie wszystko przebiega zgodnie z planem. Czasami przyczynę potknięć znajdujemy w nas samych a czasami w innych. Zachodzimy w głowę jak to możliwe, że pracownicy nadal nie trzymają się zasad pomimo tylu rozmów i proponowanych rozwiązań… Zaczynamy się zastanawiać, czy problemem jesteśmy my czy oni? Dokładnie tak samo jest w sporcie: człowiek się stara, wygrywa na boisku, a równocześnie widzi, że inni zawodnicy podchodzą do sprawy zupełnie inaczej. Zastanawia się czy to, dlatego jego drużyna została pokonana. Zwyczajnie szuka się rozwiązań. Kiedy sukces goni sukces, firma się rozwija, drużyna wygrywa, zmysły się stępiają, reakcje spowalniają, nie ma już gotowości do analizy i do rozwoju.
Kuba: Jeżeli przegrana Cię nie motywuje, nie jesteś prawdziwym sportowcem. Sukcesu nie osiąga się z dnia na dzień. Jeżeli załamujesz się porażką, to nigdy nie wygrasz.
WO: Są sportowcy, którzy twierdzą, że nie liczy się, ile razy upadasz, ale że ten kolejny raz znów się podniesiesz…
Kuba: Na mistrzostwo ligowe albo na przejście do kolejnego turniejowego etapu pracuje się cały sezon. Pamiętam jak nasi koszykarze walczyli o awans do kolejnych rund rozgrywek. Pokonywali dany etap, a potem grali dalej i walczyli o kolejny awans. Przyszedł sukces, ale trwał zaledwie kilka minut. Uruchomiła się reakcja chemiczna, wszyscy odczuwali euforię a po dwóch godzinach po emocjach nie było śladu.
WO: Jak w takim wypadku motywować zespół, który zdobył już wszystko i jest najlepszy? Czy w ogóle w sporcie można uznać, że jest się najlepszy i już? Może naturalne jest nieustanne poszukiwanie nowych wyzwań?
Kuba: Szuka się nowych wyzwań. Czy znasz drużynę, która osiągnęła wszystko?
Michał: Jest wiele takich przykładów w sporcie zawodowym, czy to w koszykówce czy w piłce nożnej. Wydawało się, że Real Madryt zdobył wszystko, co było do zdobycia, że sięgnął, bo wszystkie tytuły. W drużynie nic się nie zmieniło, klub działał tak samo, ale nagle zaczęli przegrywać, odpadali, tracili dwadzieścia punktów, chociaż nic właściwie się nie wydarzyło. W sporcie niczego nie można uznawać za pewnik, nic nie jest dane raz na zawsze.
Tomek: To wszystko jest bardzo złożone… Główny skład drużyny się nie zmienia, ale wystarczy, że odejdzie jeden zawodnik, pojawi się nowy i już chemia między zawodnikami się zmienia: drużyna jako całość jest zrujnowana. Każdy zawodnik to zawodowiec, z najwyższej półki, najlepszy w swojej klasie, a mimo to w pewnym momencie coś zaczyna się psuć. Kolejny przykład: zawodnik ma kontuzję i nagle problem ma cała drużyna, nawet jeżeli wszyscy w drużynie reprezentują mistrzowską klasę. Czy nie tak samo jest w biznesie?
CZĘŚĆ 2
copyright: M. Blachon
WO: Czego nauczył Was sport? Jakie lekcje wyniesione ze sportu stosujecie teraz jako liderzy w firmie, członkowie zespołu albo po prostu w życiu prywatnym?
Kuba: Mnie nauczył, jak żyć ze stresem. Sport zacząłem uprawiać dość późno, więc w każdej kolejnej drużynie byłem tym nowym, który musiał się wiele nauczyć. Kiedy już wszystko nadrobiłem i pokonałem kolejne etapy, trafiałem do mocniejszego zespołu i historia się powtarzała. To był dla mnie duży stres. Musiałem się z tym wszystkim mierzyć sam i nauczyć się jak w takiej sytuacji radzić sobie po swojemu. Zaczynałem jako kompletny amator a po dwóch latach osiągnąłem poziom zawodowca. Nigdy nie było łatwo a takie osiągnięcie to nie byle co. Nauczyłem się, że w środowisku pracy są autorytety, których po prostu trzeba słuchać. To oczywiste, że trzeba słuchać trenera i wierzyć w to, co mówi. To jest podstawowa zasada, której należy się trzymać. Nauczyłem się też, że codziennie można usłyszeć coś krytycznego pod swoim adresem. Trener nie ma być miły – ma działać tak, żeby było lepiej. Trochę to trwało zanim zacząłem sobie radzić z krytyką. Przyzwyczaiłem się, że każdego dnia słyszę coś niepochlebnego na swój temat i że muszę z tych uwag wyciągać wnioski. Nauczyłem się wreszcie, że z chwilą, gdy zostaje się sportowcem codzienność zmienia się całkowicie. Wszyscy moi koledzy w liceum kończyli naukę o 14 i mieli masę wolnego czasu. Moje dni wyglądały zupełnie inaczej: szkoła, trening, rozgrywki, czasami poza domem. Wszystko to nauczyło mnie jak każdy dzień wyciskać co do minuty. Tu nie ma czegoś takiego jak ośmiogodzinny dzień pracy. Żeby zrobić wszystko co jest do zrobienia pracuje się tyle ile trzeba, czasami od 8 rano do 8 wieczór a czasami do 14.
Tomek: Sport daje pewność siebie, dzięki której człowiek się wyróżnia. Czasami pomagają geny – kiedy jesteś wysoki, wszyscy dostrzegają Cię na spotkaniu biznesowym. Ja całe moje dorosłe życie zawdzięczam koszykówce. Były dwie rzeczy, które uwarunkowały moją karierę: znajomość angielskiego i koszykówka. Kiedy byłem mały ojciec zabierał mnie na łyżwy i na basen, grałem też w tenisa, ale to koszykówka niemal od razu skradła mi serce. Z marszu zacząłem trenować i grać. W szkole też się wyróżniałem. Sportowcy są z reguły bardzo lubiani. Trenujesz, najpierw w podstawówce, potem w liceum, wygrywasz mecze dla szkoły, jesteś lubiany, podziwiany, rozchwytywany. Ponieważ dużo ćwiczysz dobrze wyglądasz i masz powodzenie u dziewczyn. To wszystko buduje pewność siebie, jest wspaniałe. Poza tym sprzęt sportowy jest drogi, więc uczysz się również szanować to co masz. Doceniasz, że matka zabiera cię na zakupy i kupuje ci drogie sportowe buty. Dbasz o nie, zwłaszcza, że kosztowały połowę jej miesięcznej pensji.
Szymon: Po pierwsze sport nauczył mnie współpracy – uczą jej w szczególności sporty zespołowe a ja przez całe życie gram w siatkówkę. Po drugie sport uczy punktualności. Za każde spóźnienie na trening albo na mecz na miejscu każdy z nas dostawał serię rzutów karnych. Jeżeli ktoś spóźniał się na mecz wyjazdowy trener podejmował decyzję, że jedziemy bez niego. Ten kto nie pojawiał się na czas raz ponosił konsekwencje i później już nigdy się nie spóźniał. Kolejna rzecz – chociaż nie jestem pewien czy jest aż tak istotna – nauczyłem się dbać o higienę osobistą. Jedni wynoszą to z domu, inni nie. Niektórzy zawodnicy po treningu nie brali prysznica. Dostawali jedno ostrzeżenie. Mówiło się im: „następnym razem masz przynieść ręcznik”. Jeżeli go nie mieli musieli myć się pod prysznicem w ubraniu, więc odbierali lekcję. Podsumowując, ogólnie rzecz biorąc, tak, sport uczy wielu różnych rzeczy.
WO: Co kryje się za stwierdzeniem, że sport czegoś „uczy”?
Szymon: Uprawianie sportu uczy dyscypliny, pokory i od najmłodszych lat pokazuje, jak wygrywać i przegrywać. Zacząłem trenować w wieku 13 lat i już wtedy zrozumiałem, że nie mogę się załamywać porażkami. Trzeba się podnieść i iść dalej, wrócić do trenowania i cały czas pracować.
WO: W pewnym momencie każdy z Was w mniejszym lub większym stopniu uprawiał sport zawodowo. Sam w biznesie stawiam sobie różne pytania. Jednym z najważniejszych jest pytanie o motywację do dalszych działań. Więc zapytam: Co w Waszym przypadku sprawiało, że chcieliście więcej?
Szymon: Jest jedna taka rzecz, której moja żona nie jest w stanie zrozumieć nawet dziś. Mam na myśli rywalizację i chęć zwyciężania, które mnie napędzały od samego początku. Co prawda zakończyłem karierę w sporcie zawodowym i zająłem się sportem amatorskim, ale nawet teraz, kiedy znajdę się na boisku po prostu chcę wygrywać. Żona nadal nie rozumie jak to jest, że chce mi się wstawać w sobotę o 7 rano, bo o 9 mam mecz i muszę tam dotrzeć na czas, zagrać i wygrać. A ja chcę wygrywać!
Kuba: Sport uczy rywalizacji, współzawodnictwa. Najpierw rywalizowaliśmy między sobą: jeden na jednego, trzech na trzech albo pięciu na pięciu. Biegając mierzysz się z samym sobą. Sportowcy ze wspaniałą, pełną sukcesów karierą zwykle potem konkurują w kasynach. Cóż, przy naszych zarobkach chyba lepiej grać w lidze amatorskiej niż w kasynie…
Tomek: Gdy byłem młodym zawodnik myślałem, że pewnego dnia będę grał na najwyższym poziomie, czyli w NBA. Byłem tego pewny. Ostatecznie tak się nie stało, ale teraz blisko współpracuję z NBA, co daje mi wiele satysfakcji. Poza tym nadal jestem w ruchu i czuję, że czegoś dokonałem, coś zmieniłem. Wracam z treningu i mówię sobie: „Jest dobrze. Trochę pobiegałem i nic złego się nie stało”. Dobrze wykorzystałem czas, dziś inaczej patrzę na życie. Dzięki rywalizacji człowiek czuje, że robi dla siebie coś dobrego.
Michał: Myśmy tak czuli, a teraz widzę, że zawodnicy w naszej szkole czują dokładnie tak samo. Kiedy uczniowie chorują rodzice dzwonią, żeby usprawiedliwić im nieobecność, ale jeżeli następnego dnia mają grać mecz stawią się bez względu na wszystko. Motywację daje im poczucie współzawodnictwa, możliwość oglądania meczu, nawet z trybun. Trening bez możliwości gry, rywalizacji to jednak nie to samo…
WO: Krótko mówiąc pasja to nie wszystko. Czy to przyjemność z wygranej i pęd do zwycięstwa sprawiają, że człowiek ma siłę by wstawać wcześnie rano i trenować?
Kuba: Do tego potrzeba charakteru. Ludzie, którzy boją się współzawodnictwa nie uprawiają sportu.
WO: Jaką rolę ogólnie odgrywa sport w organizowaniu sobie życia?
Szymon: Odgrywa bardzo ważną rolę, ponieważ pomaga się zorganizować zarówno młodszym zawodnikom, jak i tym starszym, którzy już wiedzą co daje im sport. Bez wartości, którymi nasiąka się uprawiając sport – chociażby regularne zrywanie się o siódmej rano na trening – człowiek gorzej sobie radzi w dorosłym życiu, kiedy rano trzeba wstać do pracy. Myślę, że jeżeli w sporcie młodzieżowym człowiek nauczy się czym tak naprawdę jest pokora znacznie łatwiej będzie mu odnosić sukcesy sportowe na późniejszym, zawodowym etapie.
CZĘŚĆ 3
copyright: M. Blachon
WO: Pamiętam jak pewien bardzo znany sportowiec powiedział kiedyś: „Jeżeli musisz przekonywać dziecko, żeby poszło na trening, jeżeli trzeba je budzić i pomagać mu się ubrać, sportowca z niego nie będzie. Odpuść i skup się na czymś innym”.
Kuba: Jako nastolatek o godzinie 14 myślałem już tylko o tym, że o 18 mam trening.
Szymon: W moim planie dnia trening był najważniejszy.
Tomek: Pamiętam, że najtrudniejsze były dla mnie ostatnie klasy szkoły średniej. Lekcje miałem do 15, potem jechałem na bardzo zaawansowany kurs angielskiego, który trwał do 19:30, a potem był jeszcze trening drużynowy, od 20:00 do 22:00. Tak wyglądał mój plan przez cztery dni w tygodniu, a oprócz tego w każdy weekend graliśmy mecz. Dużych zysków z tego nie było, inni seniorzy w wolnym czasie robili całą masę rzeczy a ja byłem zajęty przez cztery dni w tygodniu do 22:00. Mecze w soboty i niedziele, często zamiejscowe, rozbijały mi weekendy. Tak było przez lata. Pieniądze to efekt, na który można czekać i liczyć, kiedy dobrze nam idzie, ale nie pojawiają się od razu, od samego początku.
WO: Porozmawiajmy teraz o sporcie zespołowym i zasadach jego organizacji. Jak budujecie drużyny? Czy część z Was obserwuje młodzież podczas treningu, sprawdza jak wypada cała klasa i drużyna na tle tej klasy, następnie ocenia zawodników i wskazuje im miejsce w drużynie? Czy macie receptę na sukces? Czy Wasza praca przy budowaniu drużyny piłkarskiej bądź jakiejkolwiek innej opiera się na intuicji?
Kuba: Pierwszy czynnik, na który patrzymy to aktywność, zaangażowanie i chęć do pracy – to od nich w dziewięćdziesięciu procentach zależy sukces drużyny. Posiadanie gwiazdy nie jest najważniejsze. Liczą się zawodnicy predysponowani do ciężkiej pracy. Strzałem w dziesiątkę jest skład, w którym wszyscy potrafią ciężko pracować a przy tym mają predyspozycje do gry zespołowej i dobrze funkcjonują w drużynie.
Michał: Podobnie jak w każdym innym biznesie, my również bardzo uważnie obserwujemy rynek sportowy. Wiemy w jakim miejscu jesteśmy. Wspieramy współpracę z partnerami i klubami sportowymi. Oczywiście czasami sporo ryzykujemy, bo mamy własną wizję klubów, z którymi chcielibyśmy współdziałać. Wiemy, że to nie zawsze będzie proste, ale staramy się wypracowywać rozwiązania pokazujące naszym partnerom korzyści, jakie mogą płynąć z takiej współpracy.
Zdarzają się też porażki i nasze drogi z niektórymi klubami muszą się rozejść. Wówczas, podobnie jak każda inna firma, szukamy nowych partnerów. Przekazujemy im naszą filozofię – opowiadamy jak chcemy budować szkołę, żeby działała jak najlepiej, mówimy co się dla nas liczy, pokazujemy nasze wartości. Podkreślamy, że nie prowadzimy fabryki, tylko instytucję pracującą z dziećmi i młodzieżą. Nie chcemy współpracować z podmiotami, które mają inną wizję. Niestety w świecie sportu nadal wiele ludzi patrzy wyłącznie przez pryzmat ewentualnych stypendiów i zdobywanych punktów, które na końcu mają się przełożyć na wyższe zyski. My chcemy mieć zespół, który być może w niektórych dyscyplinach będzie nieco słabszy, ale jest budowany od zera według naszych standardów i przekonań a nie oczekiwań zewnętrznych. Mamy bardzo spójną wizję tego, jak w Szkołach Gortata ma wyglądać sport, staramy się trzymać zasad przy pozyskiwaniu klubów i rekrutowani ludzi – za naszymi działaniami stoją konkretne wartości.
WO: Uważa się, że w sytuacjach ekstremalnych, np. w wojsku czy w jednostce Navy Seals, tok myślenia żołnierzy powinien przebiegać w następującym porządku: najpierw zadanie, potem oddział, a dopiero na końcu własne ego. Czy też tak uważacie? Czy sądzicie, że taka logika zespołowego myślenia, właśnie w tej kolejności – najpierw zadanie, potem zespół a na końcu ego – sprawdza się najlepiej?
Kuba: Ten porządek, o którym mówisz jest oczywiście znakomity. Myślę, że intuicyjnie postępujemy dokładnie tak samo. Nie mamy w zespole ludzi z wielkim ego. Nikt nie przedkłada siebie nad zadanie czy zespół. Nigdy nie mieliśmy takiego problemu. Sądzę, że wdrożyliśmy taki model właśnie dlatego, że wszyscy myślimy dokładnie w taki sposób i w takiej kolejności staramy się ustawiać nasze wartości.
Tomek: Sięgamy do podstaw, bo jesteśmy sportowcami a w sporcie jest jak w wojsku. Zadanie, drużyna a na końcu ego. Jeżeli ktoś nie potrafi grać zespołowo niech gra w tenis ziemny albo trenuje sztuki walki.
Kuba: Ktoś wcześniej bardzo dobrze to zorganizował a nam taki sposób działania bardzo odpowiada.
WO: A co z nowymi zawodnikami? Jaką rolę w pozyskiwaniu nowych ludzi do drużyny odgrywają pozostali zawodnicy i sam trener? Wszyscy mówicie, że drużyna jest ważna: wystarczyło, że z Realu Madryt odszedł jeden zawodnik i koniec z mistrzowskim tytułem. Nikt nie wiedział, dlaczego dynamika się zmieniła. Jak Wy budujecie nowe drużyny?
Szymon: To się często dzieje intuicyjnie.
Kuba: Myślę, że nie jesteśmy typową firmą, która prowadziłaby standardową rekrutację – nie ogłaszamy ofert i nie szukamy pracowników. Zbudowaliśmy ją na grupie ludzi, których znaliśmy od lat.
Rozmawialiśmy w następującym składzie:
Michał Feter – w ostatnich 4 latach dyrektor Szkoły Gortata w Łodzi. Wcześniej, przez 10 lat Michał pracował jako trener i doradca w zarządzaniu (w tym zarządzaniu projektami) i odpowiadał za pozyskiwanie zewnętrznego finansowania projektów, za ocenę i za kompetencje trenerskie. Jest autorem ponad 200 projektów grantowych. Od najmłodszych lat fascynował go sport. Jego hobby to Hiszpania.
Szymon Nowak – z wykształcenia terapeuta zajęciowy, nauczyciel i publicysta, przez całe życie aktywnie zaangażowany w koszykówkę. Uwielbia pracę z ludźmi i dla ludzi. Zanim trafił do Szkoły Gortata pracował dla fundacji Dziewczynka z Zapałkami i JiM. W Szkole odpowiada za marketing i rozwijanie projektu koszykarskiego. Koordynator Klubu Biznesu Szkoły Gortata. Robi to co kocha działając w obszarze sportu.
Tomasz Solarek – absolwent anglistyki na Uniwersytecie Łódzkim. Były zawodnik drużyny koszykarskiej ŁKS i Uniwersytetu Łódzkiego. Przez 7 lat pracował dla Fundacji Marcina Gortata MG13, gdzie odpowiadał za koordynowanie projektu ‘Marcin Gortat Camp’. Obecnie pracuje dla Szkoły Gortata i Klubu Biznesu Szkoły Gortata. Odpowiada za współpracę z amerykańskimi college’ami i pozyskiwaniem od nich stypendiów sportowych w USA dla uczniów Szkoły Gortata.
Jakub Urbanowicz – absolwent zarządzania na Politechnice Łódzkiej. Kiedyś zawodnik drużyny koszykarskiej Politechniki Łódzkiej. Odpowiada za rozwój Szkół Marcina Gortata w Łodzi, Krakowie, Poznaniu i Gdańsku. Współtwórca Klubu Biznesu Szkoły Gortata. Prezes Stowarzyszenia ŁKS Koszykówka Męska.
Waldek Olbryk – wierzy w rozwijanie kultury organizacji poprzez pracę nad aspektami, które mogą ją kształtować, opartą o perspektywę klienta i użytkownika. Zwolennik koncepcji „uczenia się przez całe życie”. Uwielbia stosować podejście P2P (people2people) we wszystkich obszarach biznesu, nawet w klasycznych kontaktach B2B (business2business). Otwarty na dialog między kulturami i branżami
Passion2Value To koncepcja rozmów i projektów oparta o łączenie pasji i wartości z różnych dziedzin. Pracując w konkretnym środowisku, ćwicząc lub szkoląc się w innych pasjach, na przykład w sporcie, muzyce, można nauczyć się czegoś jako dyscypliny akademickiej, wykorzystując szerszą wiedzę i umiejętności, które były wykorzystywane gdzie indziej. Równocześnie można tworzyć wartościowe rzeczy i jednocześnie dobrze się bawić.